Projekt 333 polega na zredukowaniu ubrań w swojej szafie do 33 rzeczy, które będziemy nosić przez 3 miesiące. Brzmi prosto, ale jak jest w praktyce?

Projekt 333 – na czym polega?

W zależności od naszego zaawansowania w minimalizm, projekt 333 może dotyczyć tylko garderoby sezonowej, która uwzględnia również buty i biżuterię. Jednak bardziej zaawansowani minimaliści ograniczają swoją garderobę całoroczną. Łącznie kurtek, bluzek, spodni, spódniczek, biżuterii można mieć w szafie tylko 33 sztuki. W projekt nie wliczają się ubrania do ćwiczeń i bielizna. Jednak są takie osoby, które do projektu 333 zaliczają nawet obrączkę.

Projekt polega na przejrzeniu swojej garderoby i wybraniu tych ubrań, które najbardziej lubimy, potrzebujemy i których noszenie sprawia nam przyjemność. Następnie reszta rzeczy ląduje w pudle. Przez 3 miesiące trzeba stworzyć stylizacje tylko z tego, co mamy w szafie.

Skąd się wziął pomysł na kapsułową garderobę?

Pomysł z minimalizacją swoich ubrań rozpowszechniła amerykańska blogerka Courtney Carver, która na swoim przykładzie pokazuje, że mniej znaczy więcej. Od tego czasu w Internecie niczym fala rozlały się kanały na YT, wpisy na blogach i programy telewizyjne, w których każdy pokazuje swoją szafę kapsułową.

Tego typu projekt może być świetnym eksperymentem, który pokaże, że wcale nie trzeba mieć wypchanej szafy po brzegi. Do innych zalet tego projektu 333 można zaliczyć:

  • Redukcję ubrań w szafie — dzięki takiemu eksperymentowi można zrobić przegląd ubrań i wyrzucić to, co jest zbędne lub oddać ubrania, których się nie nosi.
  • Odkrycie swojego stylu — zminimalizowanie nadmiaru pokaże, w jakich ubraniach najbardziej lubisz chodzić, a które wywołują dyskomfort.

Jaki mam problem z projektem 333?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że projekt 333 jest uszyty na moją miarę. Uwielbiam mieć mało, nie znoszę tracić czasu na szukaniu ubrań i cenię sobie jakość wykonania. Jednak w samym projekcie coś mi mocno zgrzyta. O ile trzymiesięczny eksperyment mogę zrozumieć, to takie życie na dłuższą metę może być nawet szkodliwe.

Wybierając ubrania, zawsze staram się, aby było to coś, co posłuży mi na lata. Mile widziana jest również odzież produkowane w Polsce w etyczny sposób. Sama mam tak niewiele ubrań, że myślę, że całkiem nieświadomie od lat realizuje ten projekt. Mam jednak duży problem z dosyć ortodoksyjnym podejściem do tematu.

Niestety projekt 333 wymusza wyjątkowo nudne stylizacje. I chociaż sama jestem fanką tiszertu i luźnych jeansów to z delikatnym przerażeniem patrzę na propozycje inspiracji różnych blogerek. Wszystkie te stylizacje wyglądają jak kopia kopii. Czarna ramoneska, biały tiszert, jeansy rurki (wymysł diabła swoją drogą) i białe sneakersy. Dominuje wszędzie biały, beżowy i czarny. Niewiele tam przestrzeni na kreatywność i coś, co może podkreślić naszą osobowość.

Jakość nie ilość

Jakość nie ilość to motto, które mogłabym sobie wytatuować. Powtarzam to zdanie tak często, że powoli zaczynam obawiać się o to, że tak będzie brzmieć moje epitafium na grobie. Zamiast setki nowych ubrań z sieciówki, które nie przeżyją trzech prań, lepszym rozwiązaniem jest kupienie czegoś solidnego, wykonanego z dobrego materiału i w takim stylu, w którym czujemy się najlepiej. Oczywiście nikt z nas nie jest Stevem Jobsem, aby chodzić w czarnym golfie i jeansach. Gusta zmieniają się na przestrzeni lat i nie ma co nakładać na siebie presji, aby niczego nie zmieniać.

Każde, nawet najlepiej wykonane, ubranie kiedyś się zużyje.

Szafa kapsułowa to nie cyferki

Sensem szafy kapsułowej nie powinna być liczba ubrań, a ich jakość i nasz stosunek do nich. Dobrze mieć w szafie rzeczy, w których czujemy się dobrze i które chętnie zakładamy. Pakowanie ubrań do pudła to dla mnie trochę marnotrawstwo, bo skoro właśnie tam jest coś, co nam się podoba, to dlaczego ma się marnować? Dużo rozsądniejsze wydaje mi się zrobienie porządków i wyrzucenie ubrań zniszczonych, znoszonych i tych, które na nas nie pasują i nie „sprawiają nam radości”. To chyba lepsze rozwiązanie niż ograniczanie się do konkretnej liczny. Bo właściwie, dlaczego akurat 33 przedmioty, a nie 32 lub 35?

Projekt 333 dobrze się sprzedaje

Nowe nurty dotyczące zero waste, minimalizmu, slow life i mindfulness to naprawdę ciekawe alternatywy dla zabieganego i konsumpcyjnego życia wielu mieszczuchów. Niestety i tam, a może właśnie zwłaszcza tam, widać czający się materializm pod płaszczykiem ładnych haseł. Tam, gdzie zainteresowanie jakimś tematem, zaraz pojawia się ktoś, kto chce zarobić na sprzedaniu nam genialnych rozwiązań. Myślę, że projekt 333 to wyłącznie twór marketingowy, który na dłuższą metę może nie mieć wiele wspólnego z samym sensem minimalizmu.

A Ty co sądzisz o projekcie 333?