Przez lata myślałam, że minimalizm to po prostu puste półki. Pamiętam, jak kilka lat temu oglądałam zdjęcia minimalistycznych wnętrz na Instagramie i zastanawiałam się, gdzie ci ludzie trzymają swoje rzeczy. Wydawało mi się to sztuczne i nierealne.
Dopiero gdy zaczęłam borykać się z ciągłym poczuciem przytłoczenia – zarówno w domu pełnym rzeczy, jak i w życiu pełnym zobowiązań – zrozumiałam, że minimalizm to coś więcej. To świadomy wybór tego, co jest naprawdę istotne. Nie jestem ekspertem. Po 3 latach od wprowadzania minimalizmu do swojego życia, nadal uczę się tej sztuki. Chcę jednak podzielić się tym, jak minimalizm wpłynął na różne obszary mojego życia.
Jak uporządkowanie domu zmieniło mój sposób myślenia
Zaczęłam od szafy. Pamiętam ten moment, gdy otworzyłam drzwi i pomyślałam: „Jak to możliwe, że nie mam co na siebie włożyć, skoro mam tyle ubrań?”. Postanowiłam zastosować prostą zasadę – jeśli czegoś nie nosiłam przez rok, to prawdopodobnie już nie będę.
Proces selekcji był trudniejszy niż myślałam. Każda rzecz miała swoją historię. Ale gdy w końcu zostałam z ubraniami, które naprawdę lubię i w których czuję się dobrze, rano przestało być udręką. Wybór stał się prosty, a ja zyskałam kilka minut dziennie. Niestety, naiwnie wierzyłam w to, że zrobienie porządków raz w zupełności wystarczy. Rzeczy jednak dosłownie materializują się i nawet kiedy kupujemy świadomie, wystarczy chwila nieuwagi, aby w naszych czterech ścianach pojawiły się kolejne gadżety reklamowe lub ubrania od koleżanki, których głupio było odmówić.
Moja walka z presją konsumpcyjną i co z tego wynikło
Najtrudniejsze w minimalizmie nie jest pozbywanie się rzeczy – to opieranie się pokusie kupowania nowych. Firmy są mistrzami w przekonywaniu nas, że potrzebujemy tego najnowszego gadżetu, tej kolekcji kosmetyków, tego „must-have” sezonu.
Wprowadziłam zasadę 24-godzinnego oczekiwania przed każdym zakupem, który nie jest podstawową potrzebą. Zaskakujące, ile rzeczy przestało mi się wydawać koniecznych po dobie namysłu. Czasem czuję się dziwnie, gdy widzę, jak znajomi robią zakupy „dla przyjemności”, a ja analizuję każdy wydatek. Ale mój portfel i spokój umysłu zdecydowanie na tym skorzystały.
Nie oznacza to, że żyję jak pustelnica. Po prostu staram się kupować świadomie. Zamiast dziesięciu tanich rzeczy wolę jedną dobrą. Zamiast impulsu wolę przemyślenie. To podejście pozwoliło mi zaoszczędzić pieniądze na rzeczy, które naprawdę są dla mnie ważne – na przykład podróże czy kursy.
Jak minimalizm wpłynął na moje relacje
Jedna z rzeczy, której się nie spodziewałam, to wpływ minimalizmu na moje relacje z ludźmi. Gdy przestałam skupiać się na gromadzeniu rzeczy, naturalnie zaczęłam zwracać więcej uwagi na ludzi wokół mnie.
Zamiast spędzać weekendy na zakupach, zaczęłam spotykać się ze znajomymi na spacerach, przy kawie, w muzeach. Odkryłam, że te proste spotkania dają mi więcej radości niż kolejna wizyta w centrum handlowym. Moje rozmowy stały się głębsze, bo nie rozpraszają mnie myśli o tym, co jeszcze muszę kupić.
Minimalizm jako sposób na lepsze samopoczucie
Redukcja chaosu wokół mnie przełożyła się na większy spokój w głowie. Mniej rzeczy do sprzątania oznacza więcej czasu na to, co lubię. Mniej bodźców wzrokowych w domu pomaga mi się zrelaksować po ciężkim dniu.
Nie będę udawać, że minimalizm rozwiązał wszystkie moje problemy ze stresem – nadal mam trudne dni, nadal się czasem przejmuję. Ale zauważyłam, że łatwiej mi się skupić, gdy moja przestrzeń jest uporządkowana. Mniej rzeczy do zarządzania oznacza mniej decyzji do podjęcia, a to przekłada się na mniejsze zmęczenie umysłowe.
Staram się też stosować minimalizm w cyfrowym świecie – ograniczam czas w mediach społecznościowych, usuwam aplikacje, z których nie korzystam. To pomaga mi być bardziej obecną w realnym życiu, choć przyznaję, że to ciągła walka z pokusą ciągłego scrollowania.
Czasem się poddaję tej presji, czasem kupuję coś niepotrzebnego, czasem mój dom znów się zapełnia. Ale staram się wracać do tego, co dla mnie ważne – do świadomych wyborów.
A jak ty radzisz sobie z presją konsumpcyjną? Czy zdarza ci się czuć przytłoczenie ilością rzeczy wokół ciebie? Podziel się swoimi doświadczeniami – jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda w twoim życiu.





Cześć!
Bardzo trafne podsumowanie minimalizmu w życiu.
Niektórzy myślą, że to chodzi tylko i wyłącznie o przedmioty, ale prawda jest taka, że przekłada się on na każdą dziedzinę życia. Po jakimś czasie człowiek przestaje tolerować bylejakość, a jak poczuje smak „wolności” i czystej głowy to chce doznawać tego wszędzie 🙂 W szafie, w domu, w pracy, w relacjach międzyludzkich…
Przedmioty owszem, materializują się po prostu z powietrza, bardzo ciężko to opanować… zwłaszcza będąc bombardowanymi reklamami, kolejnymi „must have’ami” i trendami, które nie zmieniają się już co parę miesięcy, a co parę tygodni, jak nie dni (!). Nie wiem jak inni ludzie, ale mi czasami po prostu mózg się od tego przegrzewa…
Teraz jestem jeszcze bardziej wystawiona na to, ponieważ jestem w ciąży i mam sporo wolnego czasu na scrollowanie telefonu w gorsze dni, kiedy fizycznie nie jestem w stanie podnieść się z łóżka. Choć to zapewne ostatnie podrygi i za parę miesięcy już nie będzie na to przestrzeni 😀
Odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie: tak, często czuję się przytłoczona przedmiotami w domu, dlatego staram się robić regularne czystki i wyznaje zasadę „no mercy”. Do niedawna mój mąż-chomik miał z tym problem, ale całe szczęście przy przeprowadzce, która miała miejsce w kwietniu, zrozumiał ciężar i bezsens większości przedmiotów. Teraz już nie marudzi, kiedy następuje pora na oczyszczanie przestrzeni, a nawet coraz częściej sam tego pilnuje 🙂 Jednak jeśli są dwie osoby wyznające podobne wartości i zasady odnośnie do gromadzenia rzeczy, jest po prostu dużo łatwiej, niż jeśli ich podejście się znacząco różni
Pozdrawiam,
Kamila
Przeprowadzka to najlepszy zimny prysznic. Nam się udało kiedyś przeprowadzić z Gdańska do rodzinnego miasta, mając jako transport tylko pociąg 😀 Więc wyglądało to zabawnie, kiedy ładowaliśmy się do przedziału z całym majdanem, wtedy żałowałam, że nie żyję jak prawdziwa minimalistka i nie mam tobołka z najważniejszymi rzeczami. Przy nowym członku rodziny to już w ogóle można oszaleć, bo jak się jest stanowczym co do rzeczy dla siebie, to dla maleństwa można byłoby wykupić pewnie cały sklep. U mnie na horyzoncie jeszcze nie ma bobaska, a ostatnio prawie wróciłam do domu z bodziakiem. 😅