Nim stałam się minimalistką, byłam bardzo mocno zaangażowana w ekologię. Jak ognia unikałam plastiku i jednorazowych śmieci. Moim rekordem było wyprodukowanie przez miesiąc słoika śmieci.
Wytrzymałam tak rok. Presja, którą sama sobie narzuciłam, była zbyt wysoka. Stare nawyki wróciły, ale wyrzuty sumienia z nadmiernie produkowanych śmieci towarzyszą mi dalej.
Czym jest zero waste?
Zero waste to idea, którą rozsławiła Bea Johnson, autorka książki Pokochaj swój dom. Pierwszy raz usłyszałam o niej z reklamy WWF Punkt krytyczny, a kiedy zaczęłam szukać więcej informacji na temat takiego życia, całkowicie przepadłam. Dosłownie w minutę zapragnęłam wprowadzić wszystkie te zasady do swojej codzienności.
Bea Johnson z dwójką synów i mężem przez rok produkują słoik śmieci. Dla mnie to było rewolucyjne. Niestety, w momencie, w którym zainteresowałam się tą ideą, produkty zero waste były jeszcze dość ekskluzywne. Oznaczało to, że za pastę w słoiku musiałabym zapłacić 30 zł, i niewiele więcej za bambusowe szczotki do zębów i szampon w kostce. Dla studentki były to ceny całkowicie nie do udźwignięcia. Dlatego dużo bliżej było mi do naszej polskiej orędowniczki Kasi, której bloga https://www.ograniczamsie.com/, pochłaniałam artykuł po artykule.
Zero waste w 2024 roku
4 lata temu zero waste było jednocześnie łatwiejsze i trudniejsze. Z jednej strony wiele produktów było poza moim zasięgiem, nikt jednak nie odmawiał pakowania jedzenia do własnego woreczka. Dzisiaj w związku z przepisami narzuconymi przez sanepid, pani w barze mlecznym nie może nalać mi zupy do mojego słoika. Zamiast tego muszę zapłacić dodatkowe 2 zł za opakowanie na wynos.
Pomijając pewne absurdy, doceniam, że zero waste stało się modne. Dzięki temu w większości drogerii kosmetycznych bez problemu znajdziemy dezodoranty w słoiku, pasty w pastylkach, bambusowe szczoteczki do zębów i wiele innych produktów bez plastiku do codziennej higieny.
Z założenia zero waste powinno być proste. Niestety, o ile w latach 80. metalowa maszynka do golenia, siateczkowe torby, pakowanie w gazetę czy brak plastiku było czymś normalnym, dzisiaj to luksus dla bogatych indywiduów.
Minimalizm a zero waste
Życie bez plastiku jest bardzo trudne i wymaga ciągłych poświęceń. W pewnym momencie mocno zafiksowałam się na tym, aby MIEĆ rzeczy ekologiczne. Tym samym co chwila kupowałam coś, co w ostatecznym rozrachunku było całkowicie zbędne. Przykładami takich rzeczy były bambusowe sztućce, woskowijki, metalowe słomki. Tak bardzo chciałam, aby wszyscy widzieli, że jestem zero waste, że całkiem pogubiłam się w tym, co jest ważne.
Minimalizm nauczył mnie natomiast bycia świadomym konsumentem. Wybieram rzeczy, których potrzebuję i unikam kupowania zbędnych bibelotów. Odnoszę wrażenie, że dzięki temu robię więcej dla środowiska, niż cztery lata temu.
Zasady zero waste, które ze mną zostały:
- wszystkie warzywa i owoce pakuję luzem (z wyjątkiem ziemniaków),
- noszę wielorazową torbę na zakupy,
- używam metalowej maszynki do golenia,
- używam mydła w kostce zamiast żelu,
- naprawiam,
- kupuję najczęściej ubrania z drugiej ręki.
Czy zero waste i minimalizm to możliwe połączenie?
Przy ograniczaniu produkcji śmieci, dużo częściej chomikujemy z nadzieją, że znajdziemy dla danej rzeczy drugie zastosowanie. Minimalizm jest bardziej bezwzględny i zepsute, zniszczone lub niepotrzebne rzeczy, traktuje bez taryfy ulgowej. Myślę, że połączenie tych dwóch idei jest możliwe. Wymaga to jednak dużego poświęcenia, które moim zdaniem może obciążyć naszą psychikę.
A Ty, ile śmieci produkujesz w miesiącu?