Minimalizm to styl życia, który uwodzi i nęci niejednego mieszczucha. Nie ma co się dziwić. Kiedy słyszymy minimalizm, widzimy nowoczesne osoby, z pięknym apartamentem, nienaganny porządek i luksus wylewający się z każdej strony. To wyobrażenie o wyidealizowanym życiu wrzuca nas w prawdziwą pułapkę.
Efekt Diderota
Denis Diderot był francuskim artystą w XVIII wieku, którego talent szybko został zauważony przez samą carycę Katarzynę. Dzięki temu pisarz otrzymał całkiem pokaźną sumkę, która pozwoliła poprawić jego standard życia. Zamiast jednak skupić się na tym, co najważniejsze, artysta postanowił spełnić kilka swoich kaprysów. Zaczął od kupna luksusowego szlafroka. Nowa odzież nie pasowała jednak do przedmiotów w mieszkaniu, szybko więc zaczął wymieniać rzeczy na droższe i bardziej prestiżowe. Wszystko to, doprowadziło go do poważnych problemów finansowych.
Brzmi znajomo? Myślę, że każdy z nas ulega efektowi Denisa Diderota. Chociaż wymiana starej zastawy, połamanych wieszaków, czy kupno nowego szlafroka nie jest żadną zbrodnią, to trzeba przyznać przed sobą, że często kupujemy coś tylko po to, aby pasowało do naszego nowego minimalistycznego życia.
Kupujemy marzenia
Kiedyś w pewnym artykule o markach usłyszałam, że nikt nie kupuje produktów Chanel ze względu na ich niesamowity styl, a po to, aby kupić marzenia. Od dawna wiemy, że między bajki można włożyć teorię, że jeśli coś jest drogie, to lepsze. Jednak to właśnie ten znaczek jest czymś, czego chcemy.
Minimalizm jest czymś, co dla wielu osób jest synonimem luksusu. To ten jeden obraz za miliony monet z jednym maźnięciem pędzla i pusty apartament, który wygląda, jakby nikt w nim nie zamieszkał.
W swoich początkach z minimalizmem również uległam przekonaniu, że nie mogę pozwolić sobie na coś z niższej półki i z przekonaniem, że droższe = jakość, zamawiałam tylko ubrania polskich marek, które nie zawsze były tym, na co mogłam sobie w danej sytuacji pozwolić.
Wszystko albo nic
Wierzę w to, że we wszystkim trzeba mieć umiar. Minimalizm jest dla mnie stylem życia, który uczy mnie racjonalnego podejścia do zakupów, oszczędzania i zdrowia. Jednak nie uważam, że kilka zbędnych rzeczy w domu może zakłócić moją życiową harmonię.
Niestety odnoszę wrażenie, że niektórzy podchodzą do minimalizmu niczym mnisi, którzy pozbywają się wszystkich doczesnych dóbr.
Tłumacz się
Ta zasada jest stara jak świat, Wystarczy, że powiecie znajomym, że ograniczacie mięso, a oni od razu bacznie obserwują wasz talerz na każdym przyjęciu. Więcej mówić nie trzeba. Niestety niezależnie od tego czy jesteś osobą wierzącą i przeklniesz, czy ograniczając mięso, zjesz sernik na żelatynie, a może będąc minimalistką kupisz sobie jakąś pierdółkę w pepco za 5 zł, ktoś zawsze będzie oczekiwać od Ciebie wyjaśnień.
Spokojnie, nie masz obowiązku być chodzącym ideałem. Wybór określonego stylu życia sprawia, że często sami narzucamy na sobie rygor. Jesteśmy krytyczni dla swoich wyborów i starych przyzwyczajeń. W tej sytuacji opinie i osądy innych nie są potrzebne, dlatego warto pamiętać o tym, że zawsze warto wrzucić na luz.
Wciskanie swoich przekonań na siłę
W swoim poprzednim wpisie na blogu wspominałam o tym, jak trudno ogranicza się przedmioty, kiedy bliscy nas nie rozumieją. Wiem, że kiedy coś nas zachwyci, mamy ochotę mówić o tym bez przerwy. Jednak uwaga, w ten sposób łatwiej kogoś zrazimy. Dlatego tak ważne jest, aby szanować przestrzeń innych, nie wyrzucać nic za nikogo i odpuścić komuś kolejnego elaboratu o kompulsywnych zakupach.
Jak we wszystkim, również przy minimalizmie, łatwo jest wpaść w pułapkę. Dlatego zawsze warto zastanowić się dwa razy nad tym, czy przypadkiem nie kierują nami jakieś stare i złe nawyki.