Uważność to określenie, które do niedawna wydawało mi się wyświechtanym frazesem. Stawianym obok samorealizacji, porannej medytacji i nieśmiertelnego wstawania o godzinie piątej rano. Stało się jednak coś, co zmieniło moje myślenie.
Prowadzę bloga o minimalizmie. Właśnie dlatego wielu osobom mogłoby się wydawać, że jestem oazą spokoju, a w codziennym życiu odnajduję harmonię. Moje życie jednak jest dalekie od takiego stylu. Dłuższy czas zmagałam się z uzależnieniem od social mediów, a dodatkowo na własne życzenie chodziłam ciągle przebodźcowana.
W ciągu dnia często przeglądałam Internety, a na spacerze z psem katowałam się podcastami, które miały mnie zmotywować do produktywności. Od pewnego czasu spędzam jednak czas w zupełnej ciszy i czuję, że daje mi to bardzo dużo dobrego. A wszystko to dzięki mojemu psu.
Jak nauczyłam się przebywać w ciszy?
Od dłuższego czasu miałam spory problem z psem. Na spacerach mój zwierzak była nadreaktywny. W związku z tym postanowiłam skorzystać z usługi behawiorystki. Wyszliśmy razem na spacer i tam spadła na mnie prawda objawiona. Usłyszałam coś, co zmieniło moje życie. Skupiaj się na psie, to ty musisz wiedzieć, co się dzieje dookoła, aby zareagować w odpowiednim czasie. Do tej pory przed spacerami zakładałam słuchawki na uszy i zostawałam swojego psa samopas. On swoje, ja swoje. Tak wyglądał nasz spacer. Nie wspomnę już o moim haniebnym zachowaniu, kiedy moje psisko wyszykowane w szeleczki, czekało kilka minut, za nim jego opiekunka znajdzie odpowiedni podcast lub playlistę. Od pewnego czasu wychodząc z psem, nie liczy się dla mnie nic innego. Ma mnie całą i w trudnych sytuacjach mogę być blisko, aby zareagować albo uniknąć sytuacji, która będzie dla niego stresująca. Zabieram tylko garść smaczków, co jakiś czas zachęcam go do wykonania kilku sztuczek albo pozwalam eksplorować nowe tereny. Spacery z psem stały się dużo przyjemniejsze, a mnie o dziwo nie jest tęskno do czyichś wywodów w słuchawkach.
Koniec z bezmyślnym skrolowaniem
w 2023 roku zrobiłam sobie detoks od Instagrama. Przez 3 miesiące nie zaglądałam do tej aplikacji, a po ponownej instalacji przez pewien czas nie odczuwałam pokusy zaglądania tam. To się jednak szybko zmieniło i nim się obejrzałam, pod koniec roku spędzałam na Instagramie kilka godzin dziennie. Ponownie pojawiły się te same kompleksy i nieznośne porównywanie do innych. Muszę być ze sobą jednak szczera. Żaden ze mnie internetowy twórca. Jestem typowym zjadaczem treści. Niestety ich wpływ na mnie nie jest najlepszy. Chociaż aplikacji nie usunęłam, zaglądam tam o wiele rzadziej i jest mi z tym bardzo dobrze. O wiele lepiej mi się wstaje, kiedy wieczorem zamiast telefonu, wybieram książkę. Po pracy również skupiam się na domowych obowiązkach, psie i sobie. Telefon jest ostatnią rzeczą, po jaką sięgam. Nadal nie jestem demonem produktywności, ale łatwiej mi się zmotywować bez zbędnych rozpraszaczy.
Przeczytaj również: 3 miesiące bez aplikacji Instagram
Cisza daje mi poczucie spokoju
Zawsze coś, gdzieś musiało grać. Radio, gadanie youtuberki, serial… w tle ciągle coś nadawało. Teraz wracam do domu, robię swoje i cieszę się spokojem. Cisza pozwala mi poukładać sobie myśli, przepracować emocje, które kłębiły się przez cały dzień i odetchnąć.
Może wszystko to, co mówię, wydaje się górnolotne. Ja, jednak wiem, że nie potrzebuje journalingu, sesji medytacji czy jogi. Wystarczy mi cisza.
Muszę spróbować tej metody ze skupieniem na zwierzu. Co prawda ja mam kota, ale zawsze podczas zabawy mam w ręce telefon i jeszcze coś przeglądam. Pora oddać jej 100% uwagi w trakcie zabawy. Dzięki za inspirację!