Rok bez zakupów to popularne wyzwanie, którym chętnie chwalą się w social mediach osoby zainteresowane minimalizmem i stylem less waste. Zawsze podchodziłam do tego sceptycznie – choć idea wydaje się ciekawa, byłam przekonana, że mnie to nie dotyczy. Przecież doskonale kontroluję swoje wydatki, nie kupuję zbędnych rzeczy, a moja garderoba wciąż ma braki. Tak mi się przynajmniej wydawało… rok 2024 pokazał jednak, jak bardzo się myliłam.
Rzecz potrzebuje rzeczy
Z zakupami mam trudną relację. To trochę jak z social mediami – im dłużej przewijam rolki, tym bardziej czuję się zmęczona. Podobnie jest z zakupami: nie lubię ich, ale przez pewien czas moja aplikacja Vinted była codziennie rozgrzana do czerwoności. Przekonałam się, że muszę coś zmienić w swoim stylu – skończyć z pożyczaniem ubrań na okazje i zacząć bawić się modą. Brzmi pięknie, prawda? Niestety, efekt był odwrotny: więcej frustracji niż radości.
Moje myśli zbyt często krążyły wokół zakupów. Nawet gdy kupiłam coś potrzebnego, zaraz okazywało się, że potrzebuję czegoś więcej. Nowy laptop? Trzeba dokupić hub, etui i torbę. I tak w kółko. Nawet moje myśli materializowały się w konsumpcyjne potrzeby.
Kiedy zauważyłam, że ciągłe planowanie zakupów mnie męczy, zaczęłam rozważać wyzwanie roku bez zakupów. Poczytałam, posłuchałam i dowiedziałam się, że prekursorką była Cait Flanders, która opisała swoje doświadczenia w książce Królowa oszczędzania. Mój rok bez zakupów. Oczywiście natychmiast pomyślałam: „Muszę ją kupić!”. Ups, błędne koło.
Ubrania mnożą się w mojej szafie
Nawet jeśli nie kupuję, ubrania jakimś cudem materializują się w mojej szafie. Często dostaję je w prezencie albo „w spadku” po czyichś porządkach. Dawno przestałam walczyć z darczyńcami – wiem, że mają dobre intencje. Niestety, ich uprzejmość to dla mnie często różowy, kwiecisty problem.
Ciągle zdarza mi się kupować nietrafione rzeczy. Wymarzone sztruksy z Vinted okazały się paskudnie układać w kolanach. Muślinowa piżama zamiast zagwarantować przyjemny sen w letnie noce, wpijała w moje ciało z taką intensywnością, jakby chciała dostać się do środka mojej duszy. Eleganckie spodnie garniturowe? Postanowiły odciąć mojej skórze dostęp do tlenu. Co gorsza, nie mam do nich butów, więc codziennie patrzą na mnie z wyrzutem z półki.
Narodziny obdartusa
Czy to oznacza, że w przyszłym roku będę chodzić w łachmanach? Pewnie trafią się dni, gdy moja stylówka mogłaby pasować do Skid Row w Los Angeles, ale to raczej wyjątek od reguły. Chcę tworzyć stylizacje z tego, co już mam, bez konieczności dokupowania nowych rzeczy. Po tylu latach mogę śmiało powiedzieć, że mam wszystko, czego potrzebuję.
Rok bez zakupów: moje zasady
Chcę ograniczyć zakupy, ale zachować rozsądek. Jeśli butów nie da się naprawić, a moje dżinsy zamienią się w kabaretki, złamię zasady. Patrząc na stan mojej szafy, jestem jednak spokojna.
Czego nie kupię w 2025 roku?
- Nowych ubrań – chcę nauczyć się szyć, przerabiać i naprawiać rzeczy.
- Kolorowych kosmetyków.
- Książek – większość można znaleźć w bibliotekach.
- Słodyczy – zamiast gotowych batoników czy żelek wolę raz na jakiś czas upiec domowe ciasto.
- Ozdób, dekoracji i innych „przydasiów” do domu.
Jak się przygotowuję?
- Robię porządki w szafie – rzeczy, których nie noszę, trafią do pudełka na eksperymenty krawieckie.
- Odobserwuję sklepy i usuwam aplikacje zakupowe.
- Usuwam Vinted – w tym roku ani nie kupię, ani nie sprzedam niczego.
Miesiąc temu Monika z kanału @ejMonika opublikowała film o swoim wyzwaniu bez zakupów. Mogę się podpisać pod wszystkim, co powiedziała. Zachęcam do obejrzenia – treści na jej kanale będą dla mnie wsparciem w tym wyzwaniu.
Jeśli chcecie zobaczyć, jak mi idzie, oraz poznać moje przemyślenia, raz w miesiącu będę publikować podsumowanie.
Co myślicie o takim wyzwaniu?