Jednym z moich postanowień noworocznych było to, aby lepiej kontrolować treści, którymi się otaczam. Wiem, jak duży mają one wpływ na moje myślenie. Właśnie dlatego zamiast plotek o gwiazdach i godzinnej relacji z lepienia basenu w Indiach, staram się szukać treści wartościowych. Szczerze? To strasznie trudne zadanie.
Internet to śmietnik treści
Ostatnio musiałam w celach zawodowych założyć nowy profil na Facebooku. Codziennie rano, kiedy odpalałam przeglądarkę Edge, od razu atakowały mnie same clickbaitowe tytuły. Po przejściu na Facebooka wcale nie jest lepiej. Ściana w tym medium społecznościowym cała wypełniona jest informacjami w stylu DIY, gdzie ktoś prezentuje mi lifehack, w którym zatyka dziurę w ścianie makaronem z zupki chińskiej. Nie muszę długo skrolować, aby zobaczyć kilka treści na temat bójek w klatce (w ogóle mnie ta tematyka nie interesuje) czy przydługich filmów o tym, że „to, co ona zrobiła, to nie uwierzyła”.
Jako copywriter lubię śledzić trendy w Googlach. Czy jest dla mnie dużym zaskoczeniem to, że od kilku lat najbardziej interesującymi tematami są nazwiska celebrytów? Ani trochę.
To przykre, ale nawet mimo zaobserwowania profilów o wartościowych treściach, odnoszę wrażenie, że ta nikła paplanina o gwiazdach ich życiu i sposobach na szybkie pozbyciu się 10 kilogramów, ma o wiele większą siłę przebicia.
Na wojnę z majtkami Majdanowej
Ostatnimi czasy zrobiłam sobie czystki na Instagramie. Postarałam się wytrenować algorytm tak, aby wyświetlał mi treści ze świata kultury, nauki lub marketingu. Co jakiś czas przebija się do mnie treść, której nie chciałabym widzieć w swojej idealnie przygotowanej bańce. Niestety wystarczy, że opuszczę swój wykreowany świat i wejdę w Internet z trybu incognito lub z komputera służbowego i od razu dostaję zalew niewartościowych tematów.
Rozumiem, że nie zawsze musimy mieć ochotę otaczać się tylko wysoką kulturą. Sama częściej wybieram powtórki ulubionego sitcomu niż film nominowany do Oscara. Jednak smuci mnie to, że z taką łatwością podaje mi się treści dotyczące bielizny żony Majdana, a informacja o wystawie w galerii sztuki dociera do mnie już po zakończonym wernisażu.
Nie muszę być drugą Curie-Skłodowską
Lubię tematy mało ważne. Chętnie przeczytam o gwiazdach, które wystąpią na Eurowizji, najnowszych trendach w modzie czy jakimś tam niewielkim skandaliku. Odnoszę jednak wrażenie, że wszelkie proporcje między tym, co wartościowe a bez została całkowicie zaburzona.
Jak unikać treści-śmieci?
Od stycznia trenuje swój algorytm i bezwzględnie blokuje konta i profile, które zarzucają mnie takimi treściami. Usuwam też konta osób, których, chociaż internetowa kreacja jest godna podziwu, sprawia, że czuję się źle. Już dawno przestałam obserwować profile schronisk, grup prozwierzecych, czy ekologicznych aktywistów. Dlaczego? Bo codzienne czytanie o tym, jak świat jest okrutny, nie sprawia, że czuję się zmotywowana do zmian. We wszystkim trzeba mieć umiar i każde informacje trzeba dawkować w sposób przyzwoity.
Jeśli ten temat Ci się podoba, przeczytaj również poprzedni wpis: Minimalizm dla początkujących, Twoja przestrzeń w Internecie.
Mierzę swoje siły na zamiary. Nie jestem typem mózgowca, a konsumowana przeze mnie treść ma być dla mnie przyjemna i wnosić wartość do mojego życia. Dlatego nie rzucam się na artykuły wydawnictw naukowych. Za to chętnie odwiedzam portale i blogi, których artykuły są dla mojej głowy jak remedium na otaczający mnie internetowy śmietnik.
Podsumowując moją wojnę:
- odobserwowałam profile, które negatywnie wpływały na moje samopoczucie,
- blokuje profile, które podrzucają mi clicbaitowe treści,
- kiedy czuję się przebodźcowana negatywnymi treściami, staram się przeczytać jeden dłuższy i wartościowy artykuł.
Przeraża mnie, z jaką łatwością docierają do mnie informacje o zostaniu milionerem dzięki AI lub dramacie celebrytów w postaci faux-pas na ściance. Jeszcze bardziej przeraża mnie liczba komentarzy pod takimi wpisami i zaangażowanie użytkowników. Zastanawiające jest to, że tabloidowe treści nadal mają się dobrze. Tak mi nos podpowiada, że wcale lepiej nie będzie i wraz z rozwojem sztucznej inteligencji i nowych technologii, zamiast rewolucyjnych rozwiązań, będziemy otrzymywać jeszcze więcej nic niewartego contentu. Pozostaje mi tylko trzymać swoje ostatnie szare komórki na wodzy.
Ciężki temat. Ja swojego tiktoka nauczyłem przez dłuższy czas rzeczy, które były przydatne dla mnie (rozrywkowo i zawodowo), ale chwila nie uwagi wystarczy, aby te starania spaliły na panewce.
Z sociali, z jakich korzystam to twitter dla informacji, a rozrywka to YT, gdzie z tym algorytmem też różnie.
Fajnie, że udało Ci się tak bardzo ograniczyć sociale 😀 Z tym tik tokiem to prawda, chwila moment i podrzuca treści zupełnie od czapy, a wystarczyło tylko to, że na jakimś filmie zawiesiło się dłużej oko.
Kurczę, to naprawdę ważny temat, a mnie ostatnio nurtuje od trochę innej strony. Bo fakt, że w internecie zalewa nas fala shitu i scamu zaczyna być widoczny nawet dla mojego dziadka, który od czasu do czasu porusza się w świecie cyfrowym. Coraz częściej jednak dostrzegam jak łatwo ludziom w tym wszystkim przychodzi bezpodstawna krytyka i hejt. Nawet w komentarzach pod niezwykle wartościowymi treściami. Wtedy człowiek się zastanawia co z tym światem jest nie tak…
Oj, to prawda! Sama się przekonałam, że nawet prosta treść w Internecie może wywołać skalę nienawiści. Jako anonim dużo łatwiej wyrażać bardzo krzywdzące opinie i to też coś, co sprawia, że mam ochotę wyłączyć się z Internetu raz na zawsze!